EIZO FlexScan L550 – jest dobrze, mogłoby być lepiej

Jak wiadomo, dobra marka to w dzisiejszych czasach podstawa sukcesu. Stąd też m.in. popularność sportowo-rekreacyjnych ubiorów firmy Adidas, uwielbianych przez całe rzesze Polaków. Zauważmy, że żaden inny ubiór tego typu nie sprzedaje się tak dobrze, mimo teoretycznie niższej ceny i identycznych walorów użytkowych. Podobnie jest z samochodami. Nic nie wprawia przeciętnego Polaka w większą dumę, niż posiadanie w garażu Mercedesa. I to nawet wtedy, jeśli ten ma dwadzieścia lat i zostawia za sobą cztery ślady. Zostawmy jednak może na chwilę te humorystyczne uwagi, gdyż przecież renoma Mercedesa znikąd się chyba nie wzięła? Skądś również wzięła się renoma firmy EIZO, która jest takim monitorowym Mercedesem. Niniejsza recenzja poświęcona jest produktowi właśnie firmy EIZO – mowa o monitorze LCD FlexScan L550 o przekątnej ekranu 17 cali.
Gdy tylko usłyszałem, że będę miał okazję opisać monitor LCD, przyznaję, że ucieszyłem się okrutnie. Z piskiem opon i błyskiem w oku pognałem do redakcji PCLab.pl, aby odebrać rzeczone cacko. Myśl, że będzie to produkt renomowanej i znanej z wysokiej jakości firmy EIZO dodawała mi skrzydeł. Pierwsze wrażenie było co prawda średnio pozytywne, gdyż opakowanie monitora wygląda tak:

karton

Jak widać, pudło niczym ciekawym się nie wyróżnia. Cokolwiek ascetyczny design z jednej strony może budzić kontrowersje, z drugiej zaś strony zauważmy, że to ma być jeden z tańszych modeli EIZO. Co tam jednak opakowanie. W końcu przeciętnego użytkownika raczej to nie obchodzi. To tak, jakby przy zakupie wartego 500.000 zł Mercedesa kierować się urodą hostess z salonu sprzedaży! Hmm… No dobra, analogia jest średnio udana, tym niemniej chyba rozumiecie, o co mi chodzi.

Początkowo dziwiło mnie, czemu firma EIZO zdecydowała się wpakować swój produkt do tak brzydkiego pudła. Ta zagadka szybko sama się wyjaśniła. Niestety. Olśnienie przyszło jakieś 10 sekund po wyjęciu monitora z pudełka. Przez te pierwsze 10 sekund miałem jeszcze nadzieję, że ktoś podmienił w hurtowni panele, ale potem ujrzałem logo „EIZO” i poraziła mnie okrutna prawda: otóż dano mi do opisania brzydki monitor! Spójrzcie zresztą sami:


hmmm :-|

Ogólny kształt nie ma żadnych udziwnień i byłby może akceptowalny, gdyby nie materiał. Jest to tani plastik w kolorze… eee… plastikowym. Teoretycznie jest to biel, ale jakaś taka nieprzekonywująca (Alstor zwrócił mi uwagę, że to nie biel, tylko z założenia kolor szary. OK, i tak mi się nie podoba. Dobrze, że do wyboru jest wersja w kolorze czarnym 🙂). Jakość wykonania jest na poziomie „jakoś” – przednia i tylna część obudowy nie łączy się równo.

:-O

Tandetnie wygląda panel czołowy, guziki do obsługi menu są zaprojektowane mało ergonomicznie. Dobijający jest jeszcze jeden element:

:-/

Dioda zasilania jest niebieska i dość jasna. Szczerze powiedziawszy, nawet po dwóch tygodniach użytkowania monitora, nie mogłem się do niej przyzwyczaić. Dobrze, że na biurku mam śmietnik, dzięki czemu mogłem zasłonić ten „bajer”. Nie zaprzeczam jednak, że niektórym może się to spodobać. Zwłaszcza posiadaczom Polonezów z analogicznymi ozdobami w spryskiwaczach, czy na końcu anteny.

Ogólnie rzecz biorąc, design modelu FlexScan L550 jest mocno przeciętny. Oczywiście, nie należy popadać w przesadę. Nie pasuje tu słowo „tandeta”, lecz o wzornictwie przemysłowym na najwyższym światowym poziomie raczej również nie ma mowy. Konstrukcja przypomina dokonania producentów komputerów z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

Jak mawiają starzy internauci, „De Gustibus Coś-tam Coś-tam”. Przyznaje więc, że powyższe zarzuty mają charakter całkowicie subiektywny. Obiektywną wadą jest natomiast brak normalnej podstawy, takiej jak w większości innych paneli LCD. Taka „noga” nie zawsze ma możliwość regulacji wysokości, jednak dzięki niej monitor znajduje się nieco ponad biurkiem. Testowany model był dla mnie usytuowany zbyt nisko. Gdybym miał użytkować go na stałe, musiałbym zadbać o jakiś element podwyższający go choć o kilka centymetrów. Co prawda na stronie producenta można znaleźć informację o możliwości dokupienia dodatkowej podstawy, ale chyba nie tędy droga? Jak dla mnie, brak tradycyjnej „nogi” znacznie zmniejsza ergonomię tego modelu. Dodatkowo, zapomnieć możemy o portretowym trybie pracy (pivot).

Taka noga nie jest niestety dołączana w zestawie z monitorem

Być może producent specjalnie zmusza użytkowników do postawienia monitora poniżej linii oczu i rozmyślnie nie pozwala na obrót ekranu o 90 stopni, ale o tym w dalszej części recenzji. Płaska podstawa ma natomiast tę zaletę, że monitor można bez problemu przyczepić do ściany. W tylnej ścianie obudowy znajdują się cztery otwory na śruby mocujące.

Widać otwory na cztery śruby

Najgorsze jest to, że tradycyjną podstawkę zastąpiono taką konstrukcją:


zlozony
rozlozony

Na zdjęciu widać podpórkę, którą możemy, a nawet musimy odchylić od obudowy. I tu powstaje problem. Co prawda dla większości z nas taka pozycja jest całkiem naturalna, lecz niektórzy lubią mieć ekran pionowo przed sobą. Jeszcze inni preferują nawet ustawienie, w którym górna krawędź monitora jest nachylona w stronę użytkownika. Przypadki takie istnieją nawet wśród redaktorów PCLab.pl (pozdrowienia dla Pawła B.). Regulacja kąta nachylenia podpórki nie przebiega niestety bez problemów. Właściwie, stanowi absolutnie zaprzeczenie płynności i precyzji. Możemy zapomnieć o dokładnej regulacji kąta nachylenia monitora. Szkoda.


EIZO chwali się tym rozwiązaniem. Dziwne.

Menu monitora nie zaskakuje niczym, ani in plus, ani in minus. Do wyboru mamy następujące grupy opcji:

  • Color – Color mode (Custom/SRGB), Temperature, Gain,
  • Others – Off timer, OSD Position, Bright Regulator, Reset,
  • Information – informacja o rozdzielczości, odświeżaniu, numerze modelu i numerze seryjnym oraz ilości przepracowanych godzin.
  • Language – do wyboru kilka języków, polskiego wśród nich brak.

przyciski

W trybie pracy analogowej pojawiają się również opcje związane z regulacją obrazu. Ważną funkcją jest też możliwość automatycznego dostosowania się monitora do sygnału analogowego (auto adjustment). Z zadowoleniem należy przyjąć fakt, że funkcja ta działa zgodnie z oczekiwaniami. Trochę niewygodne jest korzystanie z menu, z powodu jedynie trzech przycisków do jego obsługi. Czwarty przycisk służy do włączania i wyłączania monitora. Drugi od lewej włącza opisane powyżej menu. Gdy natomiast menu nie jest aktywne, drugi przycisk od prawej służy do regulacji jasności, a pierwszy od lewej pozwala na wybór sygnału (cyfrowy/analogowy). Ta ostatnia funkcja może wydawać się drobiazgiem, ale zapewniam, że dla osób, które korzystają z dwóch komputerów jednocześnie, drobiazg to nie jest. Możliwość przełączenia źródła sygnału bez konieczności wchodzenia do menu należy więc uznać za plus.


Testów ciąg dalszy

Osobom, które na tym etapie recenzji zaczęły się nudzić i narzekać, że taki tekst przypomina test samochodu z pozycji redaktora, który rozpisuje się nad jakością tapicerki i wielkością bagażnika, a samym samochodem nie przejechał nawet stu metrów, obiecuję, że poniżej nie znajdą już dalszych dywagacji estetycznych, lecz wrażenia z samego użytkowania. Wpierw jednak tabelka podsumowująca najważniejsze parametry FlexScan L550 i trochę suchych danych technicznych.

tabelka

Jak widać, większość parametrów nie odstaje od średniej. Kąt widzenia 160 stopni można uznać za całkiem niezły. Przynajmniej teoretycznie, bo praktycznie nie jest z tym aż tak różowo. Jasność 300 cd/m2 i kontrast 450:1 to dobre parametry. Są co prawda modele z lepszą charakterystyką, ale akurat to nie przekłada się na jakieś nadzwyczajne walory użytkowe. To, co jednak od razu zwraca uwagę, to łączny czas reakcji matrycy – jedynie 16 ms! Przyznam, że jest to pierwszy model z tak szybką matrycą, jaki miałem okazję testować.

Teoretycznie, po takim czasie reakcji można obiecywać sobie wiele. I nie da się ukryć, że niemało sobie obiecywałem. Czy się zawiodłem? Wręcz przeciwnie! Jeśli chodzi o ten parametr, EIZO stanęło na wysokości zadania. Smużenia praktycznie się nie uświadczy. Na komputerze, w celach testowych, zapuściłem kilka dynamicznych gier, takich jak Need For Speed: Underground, Call of Duty oraz America’s Army: Operations. Smużenia po prostu brak. Nareszcie panele osiągnęły poziom, który pozwala na bezproblemowe wykorzystanie w grach. Troche gorzej jest z filmami, ale o tym za chwilę.

Testując panel Hansol H950, którego matryca charakteryzuje się czasem reakcji 25 ms, zaobserwowałem denerwujące smużenie nie tylko w niektórych grach, ale również przy zwyczajnym przewijaniu tekstu w edytorze tekstu czy przeglądarce internetowej. Tutaj tego efektu nie uświadczymy. Problem nie ujawnia się nawet w tak trudnych dla monitorów LCD sytuacjach, jak przewijanie stron internetowych z białymi czcionkami i czarnym tłem. W tej dziedzinie widać konkretny postęp technologiczny. Kolejny plus, i to duży.

Również testy programem Passmark MonitorTest wypadły bardzo dobrze. Nie można mieć żadnych zastrzeżeń ani do konwergencji, ani (co raczej oczywiste) do geometrii. Reprodukcja kolorów również stoi na wysokim poziomie. Model ten nie ma problemów z wyświetlaniem pełnej palety barw. Czerń i biel stoją na wysokim poziomie. Przejścia między kolorami są płynne, nie obserwujemy efektu „schodkowości”. Kontrast jest dobry na całej skali, nie ma występujących w niektórych modelach problemów w dole skali szarości. Podświetlenie ekranu jest równomierne, naprawde drobne zastrzeżenia można mieć jedynie do dolnych rogów ekranu. Widać to jedynie na białym tle i to jedynie jeśli ktoś się bardzo dobrze przypatrzy.


Czyżby matryca ideał?

Jak na razie o matrycy, na której oparty jest model FlexScan L550, pisałem same superlatywy. Bardzo dobry czas reakcji, dobra reprodukcja kolorów, brak problemów z kontrastem w całej szerokości skali kolorów. Co prawda przekątna 17 cali przy rozdzielczości 1280×1024 trochę mi nie odpowiada (więcej na ten temat pod tym adresem, na dole strony), ale zdecydowana większość osób nie uważa tego za problem. Czego więc chcieć więcej? Niestety, dobry monitor LCD powinień posiadać jeszcze jedną cechę: szeroki kąt widzenia. A tu właśnie powstaje problem. Czy spory to sprawa dyskusyjna, ale na pewno zauważalny.

Deklarowany przez producenta kąt patrzenia to 160 stopni w pionie i poziomie. Co z tego wynika? Ano właśnie. Kupując monitor LCD, radzę zwrócić dokładną uwagę na ten parametr. Zwłaszcza na kąt widzenia w pionie. Jeśli producent gwarantuje 160 stopni w poziomie, można założyć, że oznacza to brak większych zakłóceń w jakości obrazu w promieniu 80 stopni w lewo i w prawo od osi monitora. Taka symetria często jednak nie występuje w przypadku deklarowanego kąta patrzenia w pionie. Bolesnym tego przykładem jest właśnie EIZO FlexScan L550. Nie wiem, jak dokładnie rozkłada się tu te teoretyczne 160 stopni, lecz widać, że kąt widzenia od góry jest dużo bardziej korzystny, niż od dołu. Patrząc na ekran nawet pod dość ostrym kątem z góry nie obserwujemy większych zakłóceń. Bardzo niemiłą niespodzianką jest natomiast słaby kąt patrzenia od dołu. Przy jasnym ekranie/tle nie jest to dokuczliwe. Wystarczy jednak ustawić jasność tak, aby praca w warunkach sztucznego oświetlenia była komfortowa, puścić jakiś film, usiąść na kanapie… aby zauważyć, że coś jest nie tak.


Trzy wariany kolorystyczne

Postawmy sprawę jasno – problem, który opisuję, może być dla niektórych wadą wręcz marginalną. Jeśli ktoś nie używa monitora w sytuacjach, w których znajduje się on wyżej, niż głowy oglądających, problem ten go nie dotknie. Ja jednak czasem używam komputera do oglądania filmów w towarzystwie. Siadam wtedy wraz z innymi osobami na kanapie, przez co nasze głowy znajdują się poniżej ekranu. W takiej sytuacji, mamy okazję niestety zaobserwować gwałtowny atak koloru żółtego oraz wyraźne zakłócenia kontrastu. To ostatnie jest szczególnie dokuczliwe w ciemniejszych scenach, w które filmy przecież obfitują. Częściowym rozwiązaniem jest zmiana współczynnika gamma dla nakładki w sterownikach karty graficznej. Powoduje to, że wszystkie oglądane filmy są jaśniejsze, przez co jednak spada jakość jaśniejszych scen. Jak dla mnie, jest to zdecydowanie najpoważniejsza wada monitora FlexScan L550.

Kontrowersyjny wygląd obudowy to sprawa całkowicie subiektywna, do braku tradycyjnej podstawy również zapewne da się przyzwyczaić. Ale słaby kąt patrzenia od dołu jest dla mnie osobiście bardzo dużym problemem. Jest to właściwie jedyny większy zarzut wobec tego monitora, lecz jest to zarzut poważny. Zresztą i inne kąty patrzenia również nie są rewelacyjne. Opisywany przeze mnie jakiś czas temu monitor Hansol H950 pod tym względem prezentował się o niebo przyzwoiciej, pomimo, że teoretyczne parametry ma podobne (170 stopni w pionie i poziomie). Jest to jeszcze jeden przykład na to, że teoria nie zawsze przekłada się na praktykę. Problemy z kontrastem widoczne są również przy patrzeniu jednocześnie z boku i z góry. Patrzenie jedynie z boku nie powoduje większych problemów, chociaż małe zmiany można zauważyć. Ta kwestia rzuca nowe światło na brak funkcji portretowej. Śmiem twierdzić, że ten panel po prostu się do tego nie nadaje. Aby się o tym przekonać, wystarczy go na chwilę postawić na boku, opierając, np. o ścianę. Okazuje się, że kąt patrzenia od boku, który był dotąd podstawą, nie pozwala na komfortową pracę. Jeśli ktokolwiek usiądzie obok głównego użytkownika komputera, przekona się o tym na własnej skórze.

Achtung! Ważne!

Tak duże różnice pomiędzy FlexScan L550 a opisywanym poprzednio Hansol H950 wynikają z innego typu matrycy – TN w pierwszym przypadku, PVA w drugim. Szkoda, że w tej chwili sytuacja wygląda tak, że pierwsza z nich oferuje niski czas reakcji i ledwie zadowalający kąt widzenia, a druga ledwie zadowalający czas reakcji i bardzo dobry kąt widzenia. I nie dotyczy to tylko tych dwóch modeli. Wręcz przeciwnie – te problemy występują w każdym modelu dostępnym dziś na rynku! Sprzedawane w tej chwili panele korzystają bowiem właśnie z jednego z dwóch typów matryc: TN/TN+ lub MVA/PVA. Gdybym miał dziś wybierać między nimi, miałbym naprawdę spory dylemat. Należy zauważyć również, że domeną matryc TN/TN+ jest przekątna ekranu nie większa niż 17 cali. Osobiście nie znam paneli LCD 19 cali z taką matrycą. Niestety nie wiem, czemu takie matryce nie są produkowane, ale fakt pozostaje faktem.


Inne inszości

Na koniec kilka spraw, które nie zmieściły się nigdzie indziej. Po pierwsze, instrukcja. Dystrybutor, oprócz płyty CD i różnojęzycznej instrukcji od producenta, załącza również własną instrukcję – po polsku. I chwała mu za to, gdyż co prawda jest to jego obowiązek, ale wiele firm tego obowiązku nie przestrzega. Instrukcja ma formę skserowanej ulotki, ale nie będę się tego czepiał, gdyż zawiera wszystko to, co jej angielski pierwowzór. W pudełku znajdziemy również kabel zasilania oraz dwa kable wizyjne: analogowy i cyfrowy. Podczas testów korzystałem z obu. Nie zauważyłem jednak większej różnicy w jakości obrazu. A tak precyzyjniej, to nie zauważyłem żadnej różnicy. Obecność kabla DVI w pudełku z panelem, który ma takie wejście, jest już raczej standardem. Tylko nieliczne modele wyróżniają się negatywnie. Całe szczęście FlexScan L550 do nich nie należy.

Odnotowania godne są również warunki gwarancji. Eizo oferuje aż pięć lat gwarancji, którą polski dystrybutor (Alstor) realizuje w systemie door to door. Ten ostatni termin oznacza w praktyce, że monitor odbiera od użytkownika kurier i również kurier dostarcza go z powrotem po naprawie. Koszty tej operacji pokrywa dystrybutor. W szczegółowych warunkach gwarancji znajdziemy zastrzeżenie, że nieuzasadnione zgłoszenie będzie kosztować użytkownika 70 zł. Inne zastrzeżenie dotyczy defektów pikseli – reklamacje ich dotyczące będą przyjmowane jedynie przez 14 dni od daty zakupu. Ale uwaga! Ilość wadliwych pikseli uprawniających do roszczenia zgodna być musi z normą ISO 13406-2. Mówiąc po ludzku, oznacza to, że dopiero ilość wadliwych pikseli przekraczająca trzy (lub ilość subpikseli przekraczająca siedem), uprawnia do zwrotu produktu. Alstor zastrzega również, że gwarancja wygasa wraz z przepracowaniem przez monitor 30.000 godzin, czyli można na nim pracować przez pięć lat, ponad 16 godzin na dobę.

Za tym niezbyt pięknym plastikiem kryje się czujnik optyczny

Parę słów należy również poświęcić funkcji BrightRegulator. Za tą nazwą kryje się czujnik wykrywający zmianę stopnia jasności otoczenia wraz z elektroniką dostosowującą odpowiednio jasność samego ekranu. Szkoda tylko, że nie ma kilku stopni regulacji tego automatu. Przykładowo, dla mnie osobiście automatyczne ustawienia jasności były całkiem wygodne, przynajmniej jeśli chodzi o pracę (w grach i filmach radziłem sobie regulacją wartości gamma). Dla niektórych osób, z którymi się konsultowałem, automatyczne ustawienia były jednak zbyt ciemne. BrightRegulator to ciekawa funkcja. Mam nadzieję, że EIZO nie zarzuci pomysłu i będzie ona dostępna w kolejnych modelach. Tyle, że lekko dopracowana.

Podsumowanie

Jeśli czytając tę recenzję czekaliście na jakiś kategoryczny osąd, określający czy monitor FlexScan L550 to produkt wybitny, czy wręcz przeciwnie, to niestety będziecie zawiedzeni. Sam mam do tego monitora uczucia dość mieszane. Jeśli chodzi o obudowę, rażą niewygodne rozwiązania związane z podstawą oraz mało ambitny design. Ważniejsza rzecz – matryca, charakteryzuje się bardzo dobrym czasem reakcji, lecz jednocześnie posiada typową wadę matryc TN – zbyt mały kąt widzenia. Dystrybutor oferuje dobre warunki gwarancyjne. Cena wynosi (wg stanu na marzec 2004) około 2700 zł z VAT. Jest to i dużo, i niedużo. Zależy, z czym porównywać. Jak na monitor EIZO to mało. Jak na monitor LCD o przekątnej 17 cali to wartość przeciętna (niewiele więcej kosztuje Hansol H950 19 cali). W porównaniu do CRT, to wciąż sporo. Niech więc każdy sam oceni, czy monitor EIZO FlexScan L550 to produkt mu odpowiadający. My niestety nie możemy udzielić żadnej decydującej odpowiedzi na to pytanie – ani na tak, ani na nie.

Zalety Wady
    • Doskonały czas reakcji matrycy
    • Brak zauważalnego smużenia
    • Dobra jakość obrazu
    • Głęboka czerń, nasycone kolory
    • Brak martwych pikseli w testowanym egzemplarzu
    • Jak na EIZO, atrakcyjna cena
    • Wejście i kabel DVI
    • Słaby kąt widzenia, zwłaszcza w pionie
    • Brzydka obudowa
    • Mało wygodne przyciski i nieergonomiczne OSD
    • Tylko 17 cali 😉

Do testów dostarczył:

Alstor

www.alstor.com.pl

Cena: około 2700 zł z podatkiem VAT

0 0 votes
Article Rating
Powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x