Stare zdjęcia z szuflady, nigdy nie wywołane klisze, tekst, który trzeba „wklepać”, ale jakoś tak za bardzo nam się nie chce… tutaj, niczym wujek Dobra Rada, z pomocą przychodzą nam skanery.
W „pecelabowym” laboratorium trafiła się nam ich cała piątka, wszystkie od firmy BenQ. Wszystkie też to skanery płaskie i kolorowe, lecz nie takie same. W poniższym opisie przedstawimy pokrótce je po kolei, rozpoczynając od modelu najbardziej prostego, a kończąc na tym najbardziej zaawansowanym, co nie wynika tylko z najwyższego oznaczenia cyfrowego modelu, ale i z jego konstrukcji i oferowanych funkcji, które oznaczenie to potwierdzają.
W naszym przeglądzie udział biorą modele BenQ 5000, 5150C, 5550, 6550T oraz 7550T. Poniższy tekst jak zwykle okraszamy, niczym chłopskie jadło skwarkami, większą szczyptą fotografii.
Do dzieła.
W pokoju zrobiło się fioletowo. To firmowy kolor BenQ i ten także firma wybrała na pudełka swoich urządzeń. Ponieważ skaner płaski to sprzęt, który nie daje się za bardzo składać, ich rozmiary są niemałe. Pomnóżcie teraz to pięć razy, a będziecie wiedzieć, dlaczego nagle zrobiło się w pokoju ciaśniej :).

Na pierwszy ogień bierzemy model 5000.

Nie jest to cienkie urządzenie, ma siedem centymetrów wysokości i waży ponad 2 kilogramy. Wykonane z dwukolorowych plastików, zapewnia skanującemu możliwość skorzystania z technologii CCD i 1200 dpi na 2400 dpi, jednak maksymalna rozdzielczość „skanów” może być interpolowana do 19200 dpi na 19200 dpi.

Ponieważ dzieje się to jednak z wykorzystaniem programowej interpolacji, końcowy efekt może nieco zawieść oczekującego „graficznych cudów” użytkownika. Dlatego też nie łudźcie się, że ze znaczka pocztowego zrobicie sobie ostry, wyraźny plakat.

Skaner BenQ 5000 pracuje z 48-bitową głębią koloru w trybie kolorowym i 16-bitową głębią w trybie czarno-białym. To ważne, szczególnie, jeśli zamierzamy potem ingerować w kolory skanowanych fotografii.
Maksymalny obszar skanowania wynosi tu 214 na 294 mm. Skaner komunikuje się z komputerem dzięki złączu USB. W zestawie nie zabrakło oczywiście kabla USB.
Na przednim panelu producent postanowił umieścić trzy przyciski, które pomagają w szybszym posługiwaniu się skanerem. Kiedy nasze domowe biuro jest wyposażone także w drukarkę, nic nie stoi na przeszkodzie by zamienić cała trójkę (skaner, komputer i urządzenie drukujące) w kopiarkę. Za funkcję kopiowania odpowiada jeden z trzech guzików.
Pozostałe dwa służą do wykonywania i przesyłania skanowanych dokumentów bądź to do wybranego folderu, gdzie zostaje im nadana nazwa, będąca dokładną datą wykonania kopii lub do klienta poczty email, gdzie nowy „skan” pojawia się jako załącznik do listu. Na panel przedni trafiła też dioda sygnalizująca stan urządzenia.


By w ogóle ze skanera korzystać potrzebne jest mu oprogramowanie. Dostarczona razem ze skanerem płyta, zawiera prócz sterownika TWAIN, instrukcję użytkownika, program Adobe Reader, zestaw oprogramowania do obróbki grafiki – MergeMagic (dla łączenia fragmentów dokumentów w obrazy formatu A3), Arcsoft PhotoImpression i PhotoBase oraz oprogramowanie OCR ABBYY FineReader Sprint i HanWang OCR (ta aplikacja w większości przypadków raczej się nie przyda, jest bowiem opracowana do odczytywania pisma chińskiego).

Przejdźmy do modelu 5150C. Zapakowany w zdecydowanie najmniejsze opakowanie ze wszystkich pięciu, jest też, jak łatwo przypuścić, najmniejszym z oglądanych przez nas skanerów.

Nawet producent określa go jako model „Super Slim”. Jego grubość to 38 mm.

Oferowane przez cienki model parametry są identyczne z tymi, jakie prezentował poprzednik. Jedyna różnica w technicznych danych dwójki to sposób zasilania. Poprzednik czerpał energię z gniazdka dzięki niemałemu zasilaczowi.

Drugi, pobiera energię do działania z kabla USB. Dla ceniących wygodę, prócz wymiarów skanera to ważny punkt, który powinni rozważyć przy kupnie tego rodzaju urządzenia.

Płyta z oprogramowaniem, prócz sterownika przeznaczonego dla nowego urządzenia, zawiera dokładnie ten sam zestaw aplikacji, które trafiły się poprzednikowi.

Jeszcze małe zerknięcie na przedni panel skanera. Zamiast trzech guzików mamy ich tutaj pięć plus kontrolna lampka.

Prócz przycisków z funkcjami z poprzedniego modelu, tutaj doszły jeszcze dwa. Jeden z nich odpowiada za skanowanie „do tekstu”, co oznacza konwertowanie skanowanego dokumentu na plik tekstowy. Drugi z dodatkowych guzików opisano jako przycisk Photo Editing. Za jego pomocą skanowana grafika trafia automatycznie do programu Windows Paint, gdzie można zająć się jej prostą edycją.
Przejdźmy do modelu numer trzy.

Jest nim BenQ 5550. Ten, bardziej „tłusty” od poprzednika, stracił ponownie dwa guziki. Trzy, które mu zostały odpowiadają za funkcje wysyłania kopii do folderu, poczty email i drukarki.


Srebrne przyciski prezentują się bardzo elegancko na ciemnych plastikach.

I znowu mamy tu identyczne parametry działania, jak u dwóch poprzednich modeli. Zasilanie pochodzi nie z interfejsu USB, ale z gniazdka. Pomaga tu „słusznej” wagi zasilacz.

Jedyną odmianą od poprzedników w tym modelu jest zastosowanie szybszego połączenia z komputerem. Zamiast USB zastosowano tu USB 2.0, choć kompatybilność ze starszym połączeniem pozostała.

Zajmijmy się teraz przedostatnim modelem.

To 6550T. Pięć klawiszy, biało-niebieska obudowa oraz dodatkowy osprzęt, już przy wyciąganiu skanera z pudełka pozwalają otrząsnąć się z monotonii wprowadzonej przez poprzednią trójkę :).



Skaner dostał interfejs USB 2.0, a także specjalny adapter, służący dodatkowemu podświetleniu przy skanowaniu takich materiałów jak slajdy czy klisze fotograficzne.


W pudełku nie zapomniano dodać plastikowej tacki, pomagającej w odpowiednim ustawieniu opracowywanych materiałów, czy to kliszy czy slajdów. Oznaczono na niej poprawny sposób umieszczenia filmu (w tym specjalne szyny dla kliszy 35 mm) oraz wypustki pozwalające na dokładne umiejscowienie doświetlenia i oznaczenia pokazujące sposób umieszczenia plastikowej tacki na szybie skanera.






Skaner zasilany jest z sieci, jednak w porównaniu do poprzedników, tutaj zastosowano inny, lżejszy zasilacz.

Pięć przycisków skanera spełnia już wcześniej wspomniane funkcje, skanowanie do poczty elektronicznej, do folderu, do drukarki, do pliku tekstowego i programu do edycji grafiki.



Na koniec największy skaner i największe pudło :).


Model 7750T jest największy ale i najbardziej zaawansowany. Posiada interfejs USB 2.0 i oferuje skanowanie z rozdzielczością optyczną 2400 dpi na 4800 dpi. Interpolacja możliwa jest, tak jak u całej pozostałej czwórki, do 19200 dpi na 19200 dpi.

Skaner jest największy, a więc i najgrubszy. Ma ponad 10 cm wysokości. Zasilany z sieci, posiada też tackę pomagającą w skanowaniu materiałów typu slajdy lub filmy 35-milimetrowe.


Tacka jest większa niż w poprzednim modelu. Pozwala na jednoczesne skanowanie dwóch pasków kliszy lub czterech slajdów. Maksymalny obszar skanowania dokumentu to 216 mm na 297 mm.

Co ciekawe, potrzebne przy skanowaniu tego rodzaju materiałów podświetlenie nie jest dodawane jako oddzielne urządzenie „na kablu”, ale zainstalowane na stałe w pokrywie skanera.


To rozwiązanie wygodniejsze od sposobu zastosowanego u poprzednika, ale i wpływające na grubość skanera.




Odmiennie od poprzedniego modelu, tackę z kliszami umieszcza się w pokrywie, wieszając ją na specjalnych uchwytach, a nie kładzie na szybie. Nieco mniej wygodna to opcja, ale i trudniej tu o przypadkowe porysowanie szyby skanera.
7750T to także najbardziej elegancki z prezentowanych przez nas modeli. Biały plastik połączono tu z przezroczystymi klawiszami i prześwitującą, niebiesko-szarą obudową. Na wierzchu klapy umieszczono srebrny znak firmowy oraz dodatkowy, szósty klawisz, pozwalający na skanowanie do programu PhotoFamily, zarządzającego zbiorami fotografii.


Instalacja oprogramowania przebiega bezproblemowo. Menu instalacyjne pozwala wybrać zestaw aplikacji, którymi jesteśmy zainteresowani. Niektóre aplikacje potrafiły przerazić nie na żarty, przykładowo chiński program OCR HangWang :).
MiraScan, program skanujący, sprawuje się poprawnie, oferuje podstawowe narzędzia oraz możliwość wyboru ustawień skanera. Obsługa nie jest skomplikowana.



Prócz MiraScan na płytki trafiły programy do łączenia większych dokumentów…

…oraz prostej ich edycji i zarządzania zbiorami skanów…


…i rozpoznawania tekstu.


Poniżej kolorowe zdjęcie, skanowane z papieru oraz z kliszy. Oba materiały skanowano w urządzeniu 6550T.


Sumując, „przeskanowana” przez nas oferta skanerów BenQ kierowana jest do odbiorców zarówno potrzebujących narzędzia jedynie do kopiowania, ale i do tych częściej pracujących z filmami fotograficznymi. Chcecie przenieść stare fotografie na cyfrowe nośniki – wybierzcie model najtańszy, z pewnością wystarczy. Macie w szufladach negatywy, cóż, potrzebujecie jeden z droższych modeli.

Najmniejsze skanery to najprostsze urządzenia. Te większe, to prócz interfejsów USB 2.0, także większe możliwości, związane głównie z fotografią analogową (klisze, slajdy). Ci z Was, którzy bawią się fotografią analogową, mogą skorzystać z tego sposobu przeniesienia swoich prac np. na płyty CD. Użytkownicy cyfrowych aparatów, skanerów, nazwijmy je „fotograficznych”, nie potrzebują.
Naszym zdaniem najlepiej prezentował się model najwyższy. Zintegrowany moduł podświetlający, wyższa rozdzielczość skanowania, interfejs USB 2.0 i ładny design to ważne elementy decydujące o tym wyborze. Choć jego wymiary daleko odbiegały od tych, prezentowanych przez najcieńszy model – 5150C. Coś za coś.
Jeśli potrzebujecie tego rodzaju urządzenia, a na biurku znajdziecie trochę miejsca, warto rozważyć ofertę BenQ.
Do testów dostarczył:
Connect
www.connect.pl
Ceny z VAT:
BenQ 5000 | 240 zł |
BenQ 5150C | 350 zł |
BenQ 5550 | 270 zł |
BenQ 6550T | 430 zł |
BenQ 7550T | 650 zł |