Xbox One i wszystko (?) jest już jasne

Tytuł nie ma bynajmniej wskazywać, że jesteśmy fanami sprzętu Microsoftu i uważamy, że nowa konsola tego akurat producenta stanie się przebojem rynkowym. Po prostu, wraz z przedwczorajszą prezentacją nowej konsoli o nazwie Xbox One (nie żadne tam Xbox 720, Xbox Infinity czy Nextbox, jak wielu przewidywało), wiemy już ponad wszelką wątpliwość, z czym każdy z wielkich producentów sprzętu do grania (pomijając urządzenia wielofunkcyjne, takie jak komputery stacjonarne, przenośne, tablety i smartfony) stanie w szranki w ramach wyścigu o tytuł czempiona nowej (czy prawie nowej) generacji.

Dla przypomnienia, do wyścigu stają Sony z PlayStation 4 i PlayStation Vita (w pewnym sensie), Microsoft z Xbox One, Nintendo z Wii U i 3DS (trochę awansem) oraz „społeczność” Kickstartera z Ouya i Valve z… czymś tam (dwie ostatnie „firmy” również trochę awansem).

Wróćmy jednak do bohatera prezentacji firmy z Redmond…

Pokaż kotku co masz w środku

Xbox One to ponowne spotkanie z architekturą „pecetopodobną”, podobnie jak w przypadku PlayStation 4. W urządzeniu znajdzie się 64-bitowy, 8-rdzeniowy procesor firmy AMD (podobnie jak w PS4), 8 GB pamięci RAM DDR3 (w PS4 będzie tyle samo pamięci ale GDDR5), dysk twardy 500 GB (trudno powiedzieć, czy będzie to SSD, ale na pewno nie jest to dużo, jak na dzisiejsze standardy) oraz napęd Blu-ray (wreszcie!). Do tego USB 3.0 oraz WiFi 802.11n. Co ciekawe, nie pojawiły się informacje o układzie graficznym (jaki, specyfikacja), obsłudze Bluetooth (prawdopodobnie brak) oraz złączu optycznym (zapewne brak). Ważne jest także to, że producent stawia zdecydowanie na Kinecta (to też żadne zaskoczenie). Konsola nie będzie bez niego funkcjonować, przy czym Kinect ten będzie nowszą wersją modeli znanych obecnie i dostosowanych do współpracy z Xbox 360 i Windows. Nowy Kinect to przede wszystkim poprawione algorytmy rozpoznawania ruchów i głosu użytkownika (to ostanie na obecnych Kinectach praktycznie nie działa) oraz kamera Full HD. Kinect będzie używany nie tylko w grach, ale także do obsługi interfejsu nowej konsoli. A skoro mowa o menu i interfejsie, te będą oczywiście częścią systemu operacyjnego, który z kolei będzie niczym innym, jak zmodyfikowaną wersją Windows 8 (9?) oraz systemu Xboxa 360 (Microsoft twierdzi, że system nowej konsoli jest de facto zbudowany na fundamentach trzech różnych systemów operacyjnych, gdzie np. część znana z Windows 8 „dostarczyła” jądro systemowe dla Xbox One) . Nowy system operacyjny ma wreszcie umożliwić faktyczną wielozadaniowość oraz możliwość odbierania sygnału telewizyjnego w większości znanych postaci. Poza tym, będzie dostępnych szereg funkcji, jak choćby rozmawianie i konferowanie przez Skype (pamiętajmy, że właścicielem Skype jest Microsoft), obsługa konsoli głosem (a zatem nie tylko gesty) i wiele innych. Można się domyślać, że skoro system oparty jest na Windows, nawiązywanie połączeń i wymiana danych z innymi urządzeniami z Windows na pokładzie będzie dla Xbox One codziennością.

Xbox One

Inne funkcjonalności nowego Xboxa brzmią jak kalka z prezentacji Sony i PS4. Mamy bowiem mieć możliwość korzystania z chmury (nie zostało jednak wprost powiedziane, czy sewery chmurowe zostaną wykorzystane do grania on-demand, tak jak to będzie w PS4) oraz skorzystania z opcji instant switching, czyli błyskawicznego przełączania się między aplikacjami bez ich zamykania (w przypadku gier, konsola zadba o zapisanie stanu gry – jak to się jednak ma do obecnych check pointów?). Swoją drogą ciekawe, że w sumie tak (wydawałoby się) prozaiczna funkcjonalność była tak wyraźnie podkreślana zarówno w prezentacji Sony, jak i Microsoftu. Pośrednio wskazuje to, jak mało przestarzałe są już obecnie systemy operacyjne konsol obecnej generacji, w których taka funkcja (i normalna wielozadaniowość) były niedościgłym marzeniem.
Xbox One, podobnie jak PS4, pozbawiony jest wstecznej sprzętowej kompatybilności z grami przeznaczonymi na starsze konsole. Miejmy nadzieję, że Microsoft do uzyskania „programowej” kompatybilności wykorzysta osławione przetwarzanie w chmurze. Dla przypomnienia, podobna sytuacja (dająca pewną nadzieję dla obozu Zielonych) miała miejsce w przypadku PS4. Na początku również podano, że konsola nie ma wstecznej kompatybilności, ale w końcu ogłoszono też, że do jej zapewniania będzie użyta chmura i usługa gaming on-demand.

Są też pewne różnice. Microsoft na swojej prezentacji ogłosił, że uruchamianie gier używanych będzie możliwe za dodatkową opłatą. Oczywiście na razie nie wiadomo jak wysoką. To zła wiadomość dla użytkowników z naszego kraju, gdzie kwitnie handel tzw. używkami. Z drugiej strony lepsze to niż ewentualne potwierdzenie się pierwszych plotek, które wskazywały, że na nowym Xbox w ogóle nie będzie możliwe uruchamianie używanych gier. Same gry będą w całości zapisywały się na dysku twardym konsoli, a poprzez to również będą przypisywane do fizycznego profilu danego egzemplarza konsoli (a nie użytkownika).

W tym miejscu warto także wspomnieć o wyglądzie nowej konsoli, ponieważ w przypadku Microsoft, nową konsolę faktycznie zaprezentowano (Sony „ominęło” tę część premiery PS4). Choć z drugiej strony Microsoft mógł sobie ten element imprezy darować, ponieważ urządzenie nie wygląda zachęcająco. Jest to bowiem gadżet zamknięty w obudowie przypominającej trochę pecety z lat 90-tych („leżąca” wieża), trochę magnetowid, trochę kino domowe/amplituner. Zdecydowanie, jeśli po prezentacji funkcji i osprzętu ktoś miał jeszcze wątpliwości, to wygląd konsoli powinien je ostatecznie rozwiać. Xbox One został zaprojektowany jako domowe centrum rozrywki (które to już w naszych domach…), do postawienia pod telewizorem w salonie (czy gdzie tam trzymany jest telewizor), w którym granie jest tylko pewnym dodatkiem do reszty…

Powiedzenie: Nie grasz, nie wygrasz traci tutaj sens?

W kontekście roli samego grania na tej, koniec końców, konsoli do gier aż prosi się, aby zacytować słynną (?) wymianę zdań między Kozłem a Jokerem z filmu „Czas surferów”. Obaj panowie przeprowadzili następujący dialog:

Kozioł: A jak nie wygramy?
Joker: W ogóle, (…), nie będziemy tam grali.
Kozioł: Rozumiem, że powiedzenie: Nie grasz, nie wygrasz traci tutaj sens?
Joker: Traci go, (…), bezapelacyjnie.

Dla porządku, wykropkowane miejsca zastępują popularne w Polsce słowo, powszechnie i niesłusznie uznawane za wulgarne (w końcu jak coś, co jest przecinkiem, może być traktowane jak wulgaryzm). Właśnie, istnieje ryzyko, że na nowym urządzeniu Microsoftu… nie będziemy za dużo grali. Jak widać bowiem z powyższego opisu, nowa konsola (?) jest bardziej czymś w rodzaju centrum multimedialnego (to już zresztą kolejna próba podejścia Microsoftu do urządzeń tego typu, kiedyś była nawet taka specjalna, multimedialna wersja Windows…), niż po prostu urządzeniem do grania (co może samo w sobie złe nie jest…).

Przygnębiające amatorów grania wrażenie pogłębia liczba i jakość zapowiedzianych tytułów. Wśród nich jest Call of Duty: Ghost (tytuł wieloplatformowy), FIFA, NBA Live, UFC oraz Madden NFL (wszystko 14-tki i również tytuły dostępne na wszystkie popularne platformy). Kategorię gier ekskluzywnych dla konsoli (czyli potencjalnie gry, które będą podbijały sprzedaż konsoli zaraz po premierze) reprezentują Forza Motorsport 5 (męczenie przez Microsoft serii Forza, Gears of WarHalo na Xboxie 360 było przejawem klęski polityki zapewniania użytkownikom nowych marek i ciekawych tytułów ekskluzywnych, a więc, naszym zdaniem, Microsoft z nową konsolą na tym polu zaczął wręcz fatalnie) oraz Quantum Break (jedna, jedyna na razie nowa marka!). I to tyle. Pozostawiono nadzieję, że na zbliżających się targach E3 zostanie zapowiedzianych więcej tytułów. A konkretnie aż 15 premier ekskluzywnych, w tym około 8 to będą nowe marki. A zatem połowa to będą kolejne Gears of War, HaloFable (litości!), a druga połowa to dziwne gry familijne głównie na Kinecta (litości raz jeszcze!) – obyśmy się mylili.

Microsoft nie byłby sobą, gdyby na prezentacji nowego Xboxa jednak nie zahaczył o uniwersum Halo (było nie było, gry z tej serii są szalenie popularne w USA, a Xbox One to przede wszystkim konsola na rynek amerykański, o czym za chwilę). Mianowicie, użytkownicy konsoli mają mieć również dostęp do ekskluzywnych treści nie będących grami. W ramach tej idei zapowiedziano serial w świecie Halo, do którego rękę przyłoży sam Stephen Spielberg. Zupełnie nas to nie dziwi. Reżyser ten coraz bardziej reprezentuje styl totalnej narracji patetycznej w filmie (na przykład ostatni film „War horse” był pod tym względem praktycznie nie do zniesienia). Wszyscy Ci zatem, którzy znają świat Halo i związany z nim patos, mogą się tylko domyślać, jak dobrze będzie się „tam” czuł wspomniany reżyser. Swoją drogą, słynny filmowiec będzie producentem wykonawczym nowego serialu. Innych słynnych nazwisk zaangażowanych w tworzenie treści dla nowego Xboxa nie podano. Pomijając nasz sarkazm wynikający ze sceptycyzmu wobec ogólnej strategii rynkowej producenta Xbox One, warto odnotować, że w postaci tego urządzenia wyrośnie hardware’owy konkurent dla takich firm jak Netflix czy HBO (co samo w sobie jest ciekawym pomysłem biznesowym, za który warto trzymać kciuki). Warto jednak mieć na uwadze, że ekskluzywne treści takie jak seriale, filmy czy muzyka, jeśli będą dostępne na Xbox One, to zapewne za dodatkową opłatą dla użytkowników płacących za konta premium (usługa Xbox Live zostaje, podobnie konta Premium Gold, zmieniony zostanie system achievementów oraz znikną punkty Microsoftu).

Jest jeszcze jedno podobieństwo do konferencji Sony, prezentującej PS4. Nowy pad do Xbox One niewiele się w sumie różni od tego z Xbox 360. Choć w tym przypadku to nie może być żaden zarzut. Pad z Xboxa 360 (dostępny także w wersji dla Windows) jest naszym zadaniem najlepszym tego typu urządzeniem na rynku. Zdecydowanie lepszym od pada z PS3 (żeby było jasne, używamy obu).

Quo vadis Xbox One?

Jak się zatem prezentuje (na razie) Xbox One na tle konkurencji z Japonii? Obiektywnie, dość rozczarowująco dla świata i „bardziej-graczy” oraz pozytywnie dla Amerykanów i „bardziej-nie-graczy”. Urządzenie „nastawia się” na bycie przede wszystkim centrum familijno (Kinect)- multimedialnym (salonowa obudowa, seriale, Skype, funkcje społecznościowe /np. nagrywanie fragmentów rozgrywki i udostępnianie znajomym/, treści multimedialne, telewizja). Do tego, sprzętowo jest to urządzenie odrobinę (przynajmniej „na papierze”) słabsze od PS4 (choćby pamięć RAM), mające potencjalnie więcej płatnych usług oraz z potencjalnymi utrudnieniami dla korzystania z gier używanych oraz z poprzednich konsol. Ten zestaw cech nie wróży dobrze nowej konsoli (choć PS3 był zdecydowanie bardziej zaawansowany technicznie od Xbox 360 niż PS4 wobec Xbox One i mimo to jakoś nie ma to do tej pory odzwierciedlenia w twardych liczbach).

Na tym etapie trudno też porównywać design obu konsol, ponieważ Sony nie odkryło jeszcze swoich kart na tym polu. Z kolei wnioskując po zapowiedzianych grach, nowa konsola nie będzie niestety „krainą dla użytkowników-graczy”. Lista zapowiedzi jest wręcz żenująco uboga. Jednak z ostatecznym pogrzebaniem nadziei na solidny line-up gier dla Xbox One poczekajmy ostatecznie do E3.

A zatem, jak będzie wyglądał np. pierwszy rok po premierze obu nowych konsol? Prawdopodobnie podobnie jak dziś. Urządzenia od Sony i Microsoft będą podobnie popularne w skali świata, przy czym Xbox One będzie dominował w USA i Amerykach w ogóle, zaś PS4 w Europie i Azji. Amerykanie (czy generalnie kraje „anglosaskie”) będą bardzo zadowoleni z dodatkowych usług takich jak Kinect (kto wie, może Kinect to efekt ustaleń z rządem USA i pomysł na powszechną w tym kraju otyłość? 😉 telewizja i ekskluzywne treści multimedialne, zaś mieszkańcy miejsc „dzikich i niecywilizowanych” jak Polska nie będą mieli do nich dostępu (co przy mizerii gier ekskluzywnych podkopie sprzedaż Xboxa One poza USA). PS4 będzie poza Amerykami (gdzie będzie przegrywało z „etosem” Xboxa jako centrum domowych multimediów) wygrywało ciekawymi tytułami ekskluzywnymi oraz sensownym wykorzystaniem usług chmurowych. Przy założeniu oczywiście, że Sony znajdzie na chmurę porządny model biznesowy (na razie miota się w zapowiedziach) oraz po drodze nie upadnie (kondycja finansowa tej firmy nie jest już taka jak kiedyś).

A co z resztą producentów? No cóż, wydaje się, że Nintendo nie ma środków na prawdziwą nową generację i zatrzymało się gdzieś w połowie drogi. Będzie też się w efekcie powoli zamykało w japońskich okopach Świętej Trójcy. Z kolei Ouya czy ewentualne urządzenie od Valve mają różne perspektywy. Pierwsze już zbiera fatalne recenzje ze strony testerów, drugie może być hitem, jeśli zostanie dobrze wymyślony model biznesowy połączenia go z usługą Steam. Choć osobiście, podobnie jak miliony innych osób, wolelibyśmy, aby Valve zrobiło w końcu tego Half-Life’a 3…

Bylibyśmy zapomnieli, w sprzedaży nowy Xbox One (zapewne w USA) ma się pojawić pod koniec tego roku (PS4 podobnie – zapewne w Japonii).

Tytułem podsumowania, patrząc na potencjał sprzętowy nowej generacji konsol, jeśli ktoś chce bawić się przy naprawdę różnorodnych gatunkach pięknie wyglądających gier, niech… kupuje peceta. Uważamy bowiem, że dzięki takiemu, a nie innemu podejściu do budowy konsol ze strony tuzów rynkowych, rynek PC być może się odrodzi. Sprzyjać temu może pecetopodobna architektura nowych konsol, która, paradoksalnie, tworzenie porządnych wersji PC multiplatformowych gier uczyni tańszym.

0 0 votes
Article Rating
Powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x